(Victoria)
Mruknęłam niezadowolona w poduszkę, kiedy poczułam lekkie łaskotanie po policzku i usłyszałam cichy chichot. Próbując nie zdradzić swojego stanu, nadal udawałam że śpię. Jednak zaczepki nie ustępowały, więc otworzyłam lekko jedną powiekę, później drugą i ujrzałam najpiękniejszy widok, który budził mnie prawie każdego ranka.
- Wsystkiego najlepsiego mami! - uśmiechnęłam się promiennie, kiedy usłyszałam jak dotąd najlepiej wypowiedziane przez Olivkę słowa. Dopiero po chwili spostrzegłam, że dziewczynka trzyma w swoich malutkich rączkach laurkę z wielkim serduszkiem i kwiatka zapewne z naszego ogrodu.
- Dziękuję kochanie. - ucałowałam ją w czółko i przytulając zabrałam ją na łóżko i kładąc koło siebie. - No pokaż co tam mamusi narysowałaś.- wzięłam od niej kartkę złożoną na pół i obejrzałam najpierw z każdej strony, chwaląc wykonaną przez nią pracę, a następnie otworzyłam. Zobaczyłam pięknie namalowany rysunek.
- To tata, ja i ty mamo. A widisz tego psia?- spojrzałam w róg kartki, gdzie wskazała swoim paluszkiem.
- Nie przypominam sobie, żebyśmy mieli psa kochanie.- spojrzałam w jej brązowe oczy.
- Noooo...- kiedy zawsze nie wiedziała, co powiedzieć to przeciągała pojedyncze słówka. Wtedy wiedziałam, że coś przede mną ukrywa.
- Więc?
- No nie mielismy mami, ale już mamy.
- Jak to mamy?- podniosłam lekko głos. - Olivka powiedz mi prawdę.- zniżyłam ton głosu, gdy zauważyłam, że dziewczynka spuściła lekko głowę.
- No jak to mami? Nie wiesz skąd się piesi bioro?- spojrzała na mnie, jak na głupka. Choć miała tylko 3 latka, wiedziała jak nadto za dużo, a to wszystko przed Daniela i Maćka.
- A tata gdzie?- spytałam.
- Tata jest u uchni.- zeskoczyła z łóżka i ruszyła w stronę drzwi. Jednak po chwili zawróciła. - No mami oć!- ze śmiechem na ustach ruszyłam za nią.
Zeszłyśmy schodami na parter i podążając za zapachem udałyśmy się do kuchni. Od razu w oczy rzucił mi się bukiet czerwonych róż na środku drewnianego stołu. Poczułam obejmujące mnie dłonie od tyłu.
- Moja królewna i książe się wsypali?
- Twój syn nie dał mi w nocy pospać.- dotknęłam lekko dość sporo już brzucha.
- Moje geny!- zaśmialiśmy się, a chłopak wykorzystując moment, gdy odwróciłam twarz w jego stronę, pocałował mnie szybko w usta.
- Ohyda.- spojrzeliśmy na Olivkę, która udawała odruch wymiotny.
- No to idziemy jeść! - we trójkę usiedliśmy przy niewielkim, drewnianym stole, ciągle gaworząc na różne tematy.
(Maciek)
Ostatni raz przejechałem pędzlem po ścianie, z dumą spoglądając na moją dzisiejszą pracę. Śmiem twierdzić, że nie jeden fachowiec mógłby się ode mnie uczyć. Zamknąłem pojemnik z farbą, a pędzel wrzuciłem do wiaderka z wodą. Zabrałem ze sobą rzeczy i po cichu zszedłem po schodach, próbując nie zbudzić dziewcząt. Kątem oka spojrzałem na zegarek, który wskazywał drugą nad ranem. Wiedziałem, że jutro będę odczuwał skutki pracy, ale chciałem wszystko dopiąć na ostatni guzik. Zabrałem się więc za składanie łóżeczka i małych mebelków. Gdy wszystko udało mi się zanieść na górę, usłyszałem dzwonek telefonu. Spojrzałem na wyświetlacz i z niepewnością przejechałem kciukiem po ekranie.
- Daniel, nie mam czasu na rozmowy. Właśnie skończyłem malować pokój i chciałem zabrać się za składanie mebli.- wyjaśniłem układając telefon między uchem, a ramieniem.
- Właśnie dzwonię w tej sprawie, otwórz drzwi, bo trochę zimno mi stać na dworze. Pogoda nie rozpieszcza.- podszedłem w stronę parapetu i wyjrzałem przez okno, zobaczyłem przed furtką blondyna.
- Zaraz przyjdę.- zostawiłem trzymaną w dłoniach instrukcję składania łóżeczka i poszedłem otworzyć chłopakowi wejście na posesję i drzwi.
- Myślałem, że dłużej będę musiał czekać. Cześć tatuśku!- przybiliśmy sobie piątki i ruszyliśmy po schodach na górę. - Na jakim etapie jesteś?
- Trzeba na ścianie nakleić te literki i gwiazdki, a do tego skręcić meble.- wskazałem na wielkie pudła leżące po środku pokoju.
- Poważnie? Alexander? Nie było lepszego imienia?- zapytał z sarkazem spoglądając na litery ułożone na ziemi.
- A co miałem go nazwać Daniel? Przepraszam, ale nie chce skrzywdzić dziecka.
- Ta, bo lepiej nazwać go Alexander. Nie mógłby być Theo?
- Victorii spodobało się to imię, więc tak zostało. A teraz zabierzmy się za tą robotę, bo jestem już zmęczony.- sięgnąłem po pierwsze litery i przyłożyłem do ściany, aby znaleźć odpowiednie dla nich miejsce.
6 lat później...
- Mamo, tato! Alex grzebie mi w szafkach!- usłyszałam krzyk mojej córki dobiegający za ściany.
- Tato, mamo! Olivia zabiera mi zabawki!
- Wcale, że nie!- zaczyna się.
- Wcale, że tak!
- Mamo!
- Tato!
- Maciek idź do nich, bo nie wytrzymam zaraz.- odwróciłam się plecami do chłopaka, spoglądając na słońce wychodzące zza gałęzi drzew. W końcu czułam wewnętrzny spokój. Wiedziałam, że to co teraz mam, jest tym czego pragnęłam od zawsze. Pełnej, kochającej się rodziny.
A co do Johanna? Postanowił nie mieszać się w naszą rodzinę, za co jestem mu dozgonnie wdzięczna, ale z drugiej strony, kiedy nastąpi odpowiedni moment, opowiemy całą historię Olivii. Czasami to co wydaje nam się odległe, możemy mieć na wyciągnięcie ręki...
Kończymy tę historię. Miałam napisany już od dawna w całości ten ostatni etap historii, ale nigdy nie mogłam znaleźć czasu, aby go tutaj wstawić. Dużo wydarzyło się przez ten rok, powiedziałabym że zbyt dużo, jak na 18-latkę, ale nie chcę się usprawiedliwiać. Przecież nikt nie powiedział, że życie będzie łatwe, nie?
Chciałabym podziękować tutaj każdej osobie, która chciała zmarnować swój czas, na czytanie tych wypocin.
Kiedyś pisanie sprawiało mi frajdę, ale chyba w niektórych kwestiach dorosłam i trzeba było wybrać w końcu zabawę, czy przyszłość.
Jeszcze raz bardzo wam DZIĘKUJĘ za wszystko :)
Do zobaczenia, kiedyś...